wtorek, 28 września 2021

Jak schudłem 5kg i 10 cm w pasie w ciągu 14 dni

 Historia prawdziwa oparta na moim świadectwie a publikuję miesiąc z opóźnieniem aby się upewnić że nie ma efektu yoyo. Nie ma :-)

Wakacje w tym roku spędziłem w kraju nad polskim morzem. Z wielu powodów, m.in. restrykcje związane z wirusem ale nie tylko. Dobrze znam polskie wybrzeże i postanowiłem nie stresować się niczym, wypoczywać i czuć jak w domu.

Jako miejscowość wybrałem Świnoujście, ale nie chciałem żadnego zorganizowanego pobytu a wszystko zaplanować samemu. Moim środkiem transportu był pociąg, aby ze Śląska dostać się do woj. zachodniopomorskiego. Spanie planowałem w namiocie, gotować nie planowałem ale chciałem się odżywiać na mieście. Miałem 14 dni kalendarzowych na pobyt nad morzem i powrót był od razu do pracy. Więc wszystko było dość ciasno spasowane.

Był 18 lipca kiedy zapakowałem się do nocnego pociągu TLK nad morze. "Przemyślanin" jest raczej dość wygodny, ma też bar. Trafiłem do wagonu bezprzedziałowego. Plusem było to, że był nawiew i miałem dużo miejsca na nogi. Minusem to, że w nocy paliło się cały czas światło i podróż trwała 11 godzin. Więc trochę połamamy wyszedłem rano w Międzyzdrojach z pociągu z plecakiem. Od razu narzuciłem szybkie tempo, gdyż po zaspokojeniu głodu w jadłodajni "U Marysieńki" na Promenadę, a następnie plażą w kierunku Świnoujścia. Po ok. 2 godzinach dotarłem w pobliże falochronu wschodniego, gdzie akurat tankował statek z paliwem Lng. Temperatura powietrze, nie tylko tego dnia zresztą ale przez cały tydzień była 30 st. C. więc popływałem kilka godzin i odpocząłem na plaży. Nocować planowałem na porcie jachtowym w Świnoujściu, a z plaży zebrałem się ok. godz. 20. Jeszcze szybkie zakupy w Biedronce i dotarłem na prom o godz. 22. 10 minut później już się rozstawiałem w porcie jachtowym. I tu pierwsza rzecz która pokrzyżowała  moje plany-komary.100 komarów siadło na mnie i nie ustępowało, a ja w krótkich spodenkach i koszulce.Tego dnia nauczyłem się rozstawiać namiot w 4 minuty.To nie koniec niespodzianek tej nocy.Przy nadbrzeżu dokował wielki liniowiec Robin Hood linii TT Line z włączonymi silnikami. Włożyłem zatyczki do uszu i próbowałem zasnąć. Na początku szum silników, boji żaglówek i skrzekot mew nie pozwalał zasnąć, ale ok. 1 w nocy zmęczenie wzięło w górę i zasnąłem. Obudziłem się ok. 8:30 bez zegarka, trochę głodny i zacząłem planować dzień. Postanowiłem zostać kilka dni w Świnoujściu, a potem ruszyć dalej na wschód. Więc po porannej toalecie w porcie przeprawiłem się promem i ruszyłem do Biedronki. Szczęście mi sprzyjało, gdyż mieli w niej grill elektryczny i pieczone, gorące kurczaki z tego grilla. Kupiłem taki pół kilowy, tak mi zasmakował, że jeszcze potem przez następne dni jadłem gorącego kurczaka rano, do tego 2 bułeczki "codzienne", pomidora i herbata lub woda. To było moje śniadanie. Co robiłem w ciągu dnia? Pierwszy tydzień był bardzo gorący, więc 2 razy dziennie spędzałem na plaży. Rano od 11-14 i od 16 do 21. Tylko że do tej plaży trzeba było dojść, na oko 5 km w jedną stronę. Obiadu w środku dnia nie jadłem, kupowałem tylko w lokalnym spożywczaku jakieś przekąski typu pączek, arbuz, bułkę z serem oraz jedno opakowanie wafelek. Wieczorem na kolację jadłem dwie kanapki z pomidorem i serem lub pasztetem. To był mój dzienny jadłospis. Kawy nie piłem, nie używałem cukru, coli nie piłem, piwa prawie też nie (no dobra, 2x zielony Bosman :-), czekolady nie jadłem. Nie jadłem różnież kiełbasy rano, jak przywykłem do tej pory w pracy. Z tych ograniczeń przyznam że brakowało mi tylko kawy.

W okolicy połowy dnia i przerwy obiadowej której nie przeznaczałem na obiad, organizowałem sobie wycieczki po okolicy. Bateria Goeben, 2-godzinny rejs promem po kanale Piastowskim, wycieczka do Podziemnego miasta, wycieczka do Przystani Łuniewo, zwiedzanie Przytoru. Pod koniec każdego dnia czułem się bardzo zmęczony i zasypiałem w mgnieniu oka. Jak policzyłem, dziennie przechodziłem pieszo 20-25 km dzwigając niewielki plecak w którym miałem jedzenie i picie, koc oraz kurtkę.

Chciałem na początku ruszyć plażą na Hel, ale ostatecznie nie doszło do tego. 4 razy natomiast wybrałem się rano pieszo ze Świnoujścia do Międzyzdrojów i z powrotem. Te wycieczki też obfitowały w atrakcje, jak np. rejs statkiem po jeziorze Wicko, muzyczne czwartki w Międzydrojach, poszukiwanie ciekawych książek w Bibliotece w Międzyzdrojach, kąpiel na plaży w Wapnicy, zwiedzanie mariny w Wapnicy, zwiedzanie grodziska w Lubinie, starego kościoła i wzgórza Zielonki, a także wycieczka wokół jeziora Turkusowego.

W drugim tygodniu temperatura się obniżyła i w ciągu dnia było 24 st. C. Wieczorem jak wracałem do portu w Świnoujściu termometr na dworcu pokazywał mi temperaturę. Jeśli o godz. 22 temperatura była 19 stopni albo mnie, oznaczało to że w nocy będzie zimno i mogę się wybudzić. Dwa razy się tak obudziłem z zimna ale potem wpadłem na patent, że owijałem nogi kocem plażowym. Miałem zakodowane w głowie że dobry sen to podstawa, inaczej wędrowanie w ciągu dnia będzie męczarnią. Kilka razy miałem też tak, że przesadziłem i na drugi dzień nogi odmawiały mi posłuszeństwa. W takich dniach musiałem oszczędzać nogi i przemierzać tylko 15 km dziennie na nogach, a w jedną stronę np. do Przytoru czy Międzyzdrojów podjechać autobusem.

Plusem wypoczynku nad morzem był brak stresu związanego z pracą, domen i w ogóle niczym. Nie trzymały mnie żadne terminy i to powodowało u mnie spokój. Z dodatkowych atrakcje które mnie spotkały to spotkanie z dzikami (nie w zoo ani zagrodzie żubrów!) i lisami. Mimo restrykcji od piątku do niedzieli życie nocne w Świnoujściu ożywało i widać było dużo gości w pubach i restauracjach. Także w porcie jachtowym dało się widzieć więcej przyjezdnych w te dni. Wakacje w Świnoujściu to dla osoby jak ja uczącej się niemieckiego raj. Wiele razy mogłem wykazać się, doradzając Niemcom jak dojechać tu czy tam. Dwa dni przeznaczyłem na obejście całego osiedla Zachodniego w Świnoujściu. Inhalowałem się w tężni solankowej na promenadzie, przechadzałem się wąskimi uliczkami targu miejskiegu tuż przy granicy z Ahlbeckiem, który ciągnie się przez prawie 2 km.

Przez całe 2 tygodnie pobytu padało może 2 godziny, więc pogoda była jak zamówiona w Niebie. Plażing, wandering, sightseeing, relaxing-tam bym określił te 2 tygodnie.

W noc powrotną rozmyślałem, aby wytrwać dzień w pracy i odespać w nocy, ale wpierw musiałem przetrwać prawie 20 godzin na nogach. Dwa pierwsze dni po powrocie do domu poruszałem się na dłuższe dystansy tylko rowerem, aby zregenerować nogi. Jak szykowałem na drugi dzień spodnie do pracy to przymierzyłem takie z wszytym pasem i ku mojemu zdziwieniu ... spodnie opadły na podłogę. Ten dzień w pracy był bardzo intensywny, gdyż skrzynka mailowa pękała w szwach i każdy miał jakąś sprawę do mnie. Ale koleżanki natychmiast zauważyły "w jaki sposób schudłeś ?". Po powrocie do domu zmierzyłem się w pasie i było to 91 cm obwodu, a roku temu jak kupowałem nowe spodnie to miałem 101 cm. Naprawdę nie wiedziałem, że przez 2 tygodnie mogą być takie efekty. Obecnie czuję się bardzo dobrze, choć nie maszeruję dziennie więcej niż 2-3 km. Waga się utrzymuje, obwód w pasie też. Aktywność fizyczną kontynuuję po wakacjach i jest to jazda na rowerze (dziennie 25 km) i pływanie w pobliskim jeziorze (ok. pół godziny dziennie). Po takich wakacjach ograniczyłem też spożycie kiełbasy śląskiej, jej ją teraz 2 razy w tygodniu po 2 kawałki. Te wakacje to było ciekawe doświadczenie!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi myślami.Spam nie będzie tolerowany.